czwartek, 6 grudnia 2012

Dziennik motocyklowy cz. 1

W odpowiedzi na pytania, a takze w oczekiwaniu na krytyke i dobre rady doswiadczonych motocyklistow chcemy opisac troche obsluge naszych maszyn. Do napisania 'technicznego posta' zbieralismy sie juz od jakiegos czasu, nigdy nie bedziemy wiedziec wszystkiego, ale mamy subiektywne wrazenie, ze powoli przestajemy byc poczatkujacymi motocyklistami, a stajemy sie po prostu uzytkownikami. Post wyszedl nam calkiem dlugi, wiec dla niezainteresowanych szczegolami techniczymi powklejalismy troche zdjec ;)

Dwie rzeczy przemawiajace od poczatku na nasza niekorzysc to fakt, ze doswiadczenie motocyklowe przed wyjazdem ograniczalo sie u mnie do zdanego egzaminu w Polsce i jednego dnia na skuterze w Kambodzy, a u Marty do skonczonego kursu nauki jazdy i oblanego egzaminu ;). Druga sprawa, ze Yamaha YBR 125 to motocykl typowo miejski, w 'opini forow internetowych' model idealnie nie nadajacy sie do 
tego, co na nim robimy. W sumie, gdybym nie zobaczyl na wlasne oczy, co, jak i po czym wyprawia sie w Indochinach na skuterach z silnikami ~110 cc tez bylbym tego samego zdania... a tak przejechane do tej pory 6'234 km daly nam wiele, w wiekszosci pozytywnych, wrazen.

Skad pomysl na YBR 125?
O podrozy do Ameryki Poludniowej marzylismy od dluzszego czasu: wielki, roznorodny kontynent, jeden jezyk (bez Brazylii) i brak wiz (bez Wenezuelii). Po roku studiowania w Hiszpanii Marta jest w stanie dogadac sie tutaj z kimkolwiek w sprawie czegokolwiek. Szukalismy czasu - leciec tak daleko na kilka tygodni - bez sensu. Okazja nadarzyla sie troche sama, gdy wyszlo, ze obowiazujacy nas po studiach staz mozemy zaczac 5 miesiecy pozniej, od marca. W Polsce zima, wiec Polkula Poludniowa idealna! Polaczylismy to z watkiem milosnym w postaci podrozy poslubnej i mielismy juz czas i miejsce, pozostalo  pytanie: czym?

Autobusy odpadly na poczatku: drogo, dlugo, od miasta do miasta, rozklady, bagaze, a od przystanku do szlaku w gorach xx km, bleeee.
Samochod - wygodnie, sucho, z ogrzewaniem, bezpiecznie i niezaleznie, ale za drogo. Wrocimy do pomyslu jak bedziemy bogaci i dzieciaci.
Rowery - zrezygnowalismy z powodu odleglosci (pampa - 130 km do najblizszego kranu z woda?), wysokosci (100 km drogi i 3'500 m podjazdu?) i czasu...

Zamarzyly nam sie wiec motocykle - i niezalezne, i ekonomiczne i wystarczajaco szybkie, by w ciagu planowanej podrozy przewiezc nas przez kontynent.

Oczywiscie motocykle nie rosnal na drzewach i sa to pojazdy, a pojazdy trzeba rejestrowac i ubezpieczac.

Dla nas metody zdobycia motocykli byly 3:

  • wypozyczenie (trzeba zwykle oddac w tym samym miejscu, problem z granicami, cena i jakosc nie do przewidzenia z wyprzedzeniem - jedyne wypozyczalnie jakie znalezlismy przez internet w Argentynie mialy 650 cc po $60 za dzien + ubezp.)
  • kupno uzywanego od innego turysty - opcja dobra, bo zwykle gratis dochodzi wyposazenie, ale kupowanie zajezdzonego 'kota w worku' troche nas odstraszalo.
  • nowy motocykl, ktory bedzie na pewno dobry w momencie zakupu, bedzie sie psul i zuzywal wraz z postepem, nowy jest drozszy niz uzywany, ale liczymy, ze bedac pierwszymi wlascicielami odbijemy to sobie przy sprzedazy.
Przeliczylismy wiec nasz budzet, sprawdzilismy ceny i zdecydowalismy sie na zakup w Chile, gdzie ceny nowych maszyn sa 10% nizsze niz w Argentynie (30% jezeli pieniadze wymienialibysmy oficjalnie, z bankomatu, lub placili karta), a przepisy i urzednicy nie robia turystom problemow z zakupem. Motocykl oczywiscie jest motocyklowi nierowny, pozostalo wybranie modelu.


Chcielismy miec 2, bo siedziec z tylu jest nudno, a mialy byc emocje dla kazdego (full romantic!). Markowe motocykle sa bardziej uniwersalne transgranicznie i latwiej mozna je potem sprzedac. Oczywiscie - zakup motocykli nie moze nas splukac, a regula branzy jest podobna do innych: drozszy jest lepszy... Wiedzielismy, ze starczy nam max na 125cc i to raczej nic terenowego (ale w koncu w Wietnamie i Kambodzy skutery tez dzielnie dawaly rade w terenie). Zwrocilismy uwage na Yamaha YBR 125 (nazwa YBR od Yamaha BRasil). Produkowany w milionach od 10 lat, na ulicach Buenos Aires YBR-ki byly wszedzie! Nawet przed egzaminem w Buenos Aires, przez 5 min. cwiczylismy na takiej po zagadaniu z innym cwiczacym amigo. Z czesciami nie powinno byc wiec problemu. No i odkrycie ktore podbudowalo nas jeszcze bardziej - przegladajac zdjecia znajomych z Malagi (pozdrawiamy Kasie i Alberta!) patrzymy na ich motocykl - Ty! To chyba YBR! Przybliz! 125! I we dwoje jezdza na jednym! Konferencja na Skype (jesli nam naklamali, to bardzo dobrze) - jezdzili po gorach i szutrach - jest super i bez problemow.

Tak wiec kupilismy, wybralismy kolory, zarejestrowalismy i ruszylismy z Santiago. Jechac po prostej i pustej drodze potrafi prawie kazdy, wiec powoli i prawie systematycznie uczylismy sie jezdzic po miastach, po szutrze, po gorskim szutrze, po wielkich kamulcach, po trawie, po piachu (tutaj Marta miala chrzest i nauczyla sie wywracac), w deszcu, po blocie i w pochyleniu przy silnym wietrze...

Gdy opadly pierwsze emocje zwiazane z nauka wsiadania i ruszania zaczelismy powazniej interesowac sie obsluga i konserwacja, o ktorej oczywiscie nie mielismy wczesniej pojecia. Pomocne okazaly sie : instrukcja obslugi i YouTube :)

Rzecza, ktora opanowalismy najszybciej , a takze jedna z najwazniejszych w motocyklu jest lancuch. Smarowanie to podstawa, ale wazne jest tez napiecie. O sprawdzanie napiecia lancucha pyta sie w Polsce na kazdym egzaminie, zbyt napiety przeciaza silnik, a w miare uzywania lancuch rozciaga sie - jak stanie sie zbyt luzny, to moze spasc, a jak spadnie przy takich 100 km/h to zablokuje/odpiluje nam tylne kolo i nie bedzie fajnie. W naszych (czyli tanich) motocyklach regulowanie napiecia wymaga poluzowania i odsuniecia tylnego kola, oczywiscie na poczatku okazalo sie, ze kupione po taniosci klucze bardziej sie wyginaja, niz cokolwiek odkrecaja, ale wraz ze zdobyciem porzadniejszych narzedzi stalismy sie bardziej doswiadczeni, tak, ze regulowanie lancucha wykonujemy teraz np. podczas gotowania wody na herbate. Jak na razie lancuch ma sie dobrze, po 6'000 km tylne kolo odsuniete jest na polowe znajdujacej sie przy srubach skali, wiec jeszcze drugie tyle i czeka nas wymiana.


Po 1'000 km przyszlo kolejne wyzwanie, czyli wymiana oleju. Tutaj bylo juz wiecej watpliwosci, rozwialy je filmiki z YouTube. Jedyne co nas zastanawialo, to fakt, ze olej zmienia sie na rozgrzanym silniku, czyli moze poparzyc, a nie mielismy ze soba oczwiscie zadnych profesjonalnych kluczy z przedluzkami i nie wiadomo czym (jak na filmikach). Zajechalismy wiec na stacje benzynowa, prosimy o miske i mowimy, ze bedziemy zmieniac sami. W trakcie rozkladania zabawek przyszedl jednak amigo ze zwykla 19, odkrecil, pochlapal sie, wytarl w spodnie i udowodnil, ze goracy olej nie gryzie. Zmiana oleju po kolejnych 3'000 km poszla wiec duzo bardziej bezstresowo.


W miedzyczasie przydarzyla sie pierwsza awaria - silnik Marty gasl, gdy nie dodawalo sie gazu (a ze malo bylo w tamtym okresie miast i stania na luzie, to usterka pewnie trwala od dluzszego czasu). Bylismy wtedy na poczatku Carretera Austral, wiec troche zaniepokoil nas fakt, ze to moze byc cos gorszego... Regulacja obrotow - nie pomagala. Zaczelismy wiec po medycznemu z podstawowa diagnostyka i co wyszlo? Ze gdzies miedzy 5., a 6. gleba motocykl musial uderzyc gdzies raczka od sprzegla i wszystko sie poluzowalo, czyli pociaganie sprzegla nie odsuwalo w pelni od siebie tarcz (przynajmniej wierze, ze tak wlasnie zbudowane jest sprzeglo). Wyregulowalismy wiec napiecie linki palcami - i sie naprawilo!


Po 4'500 km, czyli w takcie 2. zmiany oleju szarpnelismy sie na powazniejszy przeglad: w gre weszlo czyszczenie filtru powietrza (ktory w sumie okazal sie tak samo czysty w wywracajacym i nie wywracajacym sie motocyklu) i czyszczenie swiec. Swiece w silnikach maja troche znaczenie jak morfologia krwi w medycynie. Jak cos jest nie tak - sprawdz swiece. Na temat mozliwych kolorow koncowki swiecy i ich znaczenia jest pol strony w instrukcji. Świece powinno sie też czyścić regularnie, bo osadza sie na nich węgiel... itp., itd.

Niestety, albo stety - do tej pory to na razie tyle i niczego wiecej w kwestii obsługi się nie nauczylismy (była jeszcze wymiana żarówki u Marty, ale to znamy z samochodów) - czekamy wiec na dobre rady bardziej doswiadczonych uzytkownikow. W Salta, na północy Argentyny, planujemy (w ramach prezentów gwiazdkowych) wymienic łańcuchy i opony. Pociesza nas, że gdy wpadamy (tak jak dzisiaj w Bariloche) do mijanego salonu Yamaha, by porozglądać się z ciekawości za rzeczami, ktore możemy potrzebować, to sprzedawcy, słysząc, że mamy YBR-ki, mówia, że mało kto na nie narzeka i zwykle 1/3 modeli w salonie to własnie YBR 125. Zakładamy więc, że mamy przed soba duza szanse na przejechanie kolejnych 6'000 km. W Argentynie mamy czas do 20.12.12, bo wtedy konczy sie nam obowiazkowe ubezpieczenie, a kolejne mozna wykupic najmniej na miesiac. Swieta planujemy spedzic wiec w Boliwii.


4 komentarze:

Michał pisze...

To ostatnie zdjecie jest wymowne, jakby mowilo: "do pierwszego flaka"...
powodzenia!

Anonimowy pisze...

Ile planujecie mieć km przebiegu przy tej wymianie łańcucha? Za wcześnie też nie ma sensu zmieniać, bo szkoda... No chyba, że jest powyginany jakiś.
Po powrocie do Polski będziecie planować zakup motocykla i kontynuować motocyklizm?
Pozdrawiam,
Filip

Anonimowy pisze...

Hej, cyklisci!Nieslychanie jestesmy dumni z Waszych wyczynow na motorach.
Podoba nam sie tez medyczne podejscie w ocenie stanu pojazdu.Pozdrawiamy serdecznie.Byli cyklisci ciotka i wuj

Anonimowy pisze...

jacie za morfologię macie ode mnie order uśmiechu. Jest czad. Soraja, że tak późno ;)

Fi