czwartek, 6 grudnia 2012

Bariloche, gory i mate

Laguna Negra (czyt. Czarny Staw), 1'690 m n.p.m., wiatr i sniezyca 3 tygodnie przed letnim przesileniem. Dookola granitowe skaly, zanikajace kepki zielonych, kosodrzewinopodobnych krzakow (tyle, ze lisciastych). Zdjecia stad moznaby pokazywac dla zmylki TOPR-owcom na egzaminach. Po 2 miesiacach zrobilo sie jak w domu!
Przemoczeni, po 3:45h podchodzenia dotarlismy do schroniska, bardzo przytulnego, a dodatkowo kazdy zabiera ze soba wlasne smieci, bo poza szlakiem innej drogi nie ma. Obowiazuje zmiana obuwia, a spi sie na pryczach 2 m wyzej. Jestesmy jedynymi turystami. Po nas dotarl jeszcze tylko chlopak z zaopatrzeniem... w plecaku!
Ze spania w namiocie nici (pozdrawiamy wiatr), a w srodku +2 stopnie. Rano za oknem: sniezyca. Dalismy wiec sobie czas do 11 (szlak byl wyliczony na ok. 8h, a ostatni autobus do Bariloche odjezdza z Colonia Suiza po 20)... o10:30 przestalo padac i bylo tak:






W Bariloche znowu (couchsurfing to jednak troche przeklenstwo naszego wyjazdu) zostalismy dluzej, niz planowalismy, jeszcze nie wiemy jak dlugo zostaniemy, bo jest 6. dzien i zapakowani siedzimy w domu i czekamy, az przestanie padac...

Niestety, w slawnej czekoladzie sie nie zakochalismy, ale to chyba ze wzgledu na cene (130zl za kg i to z 20% znizka dla mieszkancow). Od El Bolson stalismy sie za to posiadaczami mate i od tygodnia sie uzalezniamy, ze wszystkimi czynnikami ryzyka: wszyscy inni tez ja pija, jest tania, subiektywnie smaczniejsza od herbaty i ma mnostwo kofeiny (zgodnie z zapewnieniem etykiety: 300mg na zaladowaniu, 5x wiecej niz Red Bull!). Siorbanie tez jest fajne samo w sobie ;) Opatentowalismy tez 'kieszonkowa' mate turystyczna, czyli w kubku od termosu.

A i jeszcze sprawa znizek.
Co zwrocilo nasza uwage i w Argentynie i w Chile to robienie biznesu na turystach bez szkody dla mieszkancow. Za wize do USA placi sie $160 (dla Polakow tak samo), wiec jak Amerykanin przylatuje tutaj, to placi przy pokazaniu paszportu $160 bez wizy, bo tak. Bariloche jest miastem wybitnie turystycznym (takie Zakopane, tylko dodatkowo sa jeziora), ale goszczacy nas Phil ma kolekcje wydawanych dla mieszkancow kart znizkowych na czekolade, autobusy, do knajp, sklepow gorskich i innych, i to na kwoty z zakresu 10-50%. Wczoraj poszlismy na wazone lokalnie piwo i przy rachunku bach - po pokazaniu legitymacji z pracy (Phil konstruuje satelity) -10%. To samo przy biletach wstepu. OK, jestesmy cwaniakami, bo tez czasami omijamy system z naszymi argentynskimi prawami jazdy, ale dla porownania w Krakowie mieszkancy placa za wejscie na Wawel, czy za bilety autobusowe tyle samo co turysci, pomimo, ze potem z wlasnych podatkow i tak finansuja wieksza czesc tych atrakcji.

No dobra - przestaje padac, wiec kolejne refleksje podroznicze beda w kolejnych postach, ruszamy dalej, czeka nas przeprawa przez czekajace na odkrycie odludzia, 330 km bez stacji benzynowej przed Malargüe itp.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

What an adventure! great stories (even if google sometimes have weird translations, but is understandable)

Siempre adelante!
Luis Alfonso (Ital-Mex)

Michał pisze...

Hej! Mam nadzieje ze pogoda jednak Wam pozwolila na przejazd droga siedmiu jezior!
Teraz sie zrobi juz niedlugo bardzo cieplo.
Nie moge sie doczekac Waszych nastepnych wpisów!!
N,