Do Sucre
wyruszyliśmy z przysłowiową duszą na ramieniu, nie wiedząc czego możemy się
spodziewać po naszych motorkach. Zrobiliśmy w Potosi porządny przegląd –
wyczyściliśmy świece, filtr powietrza, filtr benzyny! Rafał napiął łańcuchy.
Nie znaleźliśmy uchwytnej przyczyny problemów na trasie między Uyuni i Potosi.
W dniu wyjazdu zalaliśmy baki do pełna uprzednio kupioną (samodzielnie przez Grysza! 100 % po hiszpańsku!) benzyną i w drogę. Ah jak przyjemnie! Z 4000 m n.p.m. zjeżdżaliśmy na 2300 przy dobrej
pogodzie i po świetnej asfaltowej nawierzchni. Nie dość że Yamahy dzielnie się
spisywały, to jeszcze temperatura przyjemnie rosła. Gdy dotarliśmy do stolicy
swe kroki skierowaliśmy do poleconego nam przez innych turystów Gringo’s rincon Hostel. Mieszczący się zaledwie dwie przecznice od placu głównego, w starej,
dwupiętrowej kamienicy hostel,
prowadzony przez Niemca, który (a jakżeby inaczej) przyjechał do Boliwii za
kobietą.
Ekonomicznie,
bardzo czysto, niesamowicie miło i klimatycznie. Lepszego miejsca na Sylwestra
wymarzyć sobie nie mogliśmy. Motorki stanęły na podwórzu tuż przy naszym 8-osobowym
pokoju :) pełnym europejczyków i brazylijczyków.
Pogoda kaprysiła przez co nie udało nam się dotrzeć nad wodospady oddalone jakieś 1,5h od Sucre. Udało się za to znaleźć dwa dobrze wyposażone sklepy motocyklowe. Poszliśmy więc na shopping, hehe. Motorki dostały nowe łańcuchy i zębatki (przednie i tylne) a także nowe, lepsze dla tej wysokości świece zapłonowe.
Oczywiście Rafał
ani myślał oddawać Yamahy do mechanika. Tyle razy zmieniał przecież łańcuch w
rowerze!:))))
Podwórze hostelu
zamieniło się więc w prawdziwy warsztat na jakieś 2-3h. R. zmienił bez trudu
zębatkę tylną, poczym okazało się, że przednia nie pasuje… Otwory na śruby były
w innych miejscach.
No więc suma
sumarum wymieniony został łańcuch, a zębatki udało nam się na szczęście oddać i
zwrócono nam pieniądze.
Nowy Rok
spędziliśmy bardzo miło. Hostelowy wielki „pasta dinner” otworzył imprezę. Na
dachu, na tarasie siedzieliśmy w 30 osób przy naprawde pysznych makaronach i lazanii
popijając przy tym wino, piwo i rum ćwicząc przy tym wszystkie języki jakich
się kiedykolwiek uczyliśmy :)
Przed północą
wyszliśmy na główny plac Sucre gdzie przy akompaniamencie orkiestry
przywitaliśmy Nowy Rok. Większość chwile później poszła do klubu dla bacpacers
gdzie było PŁATNE wejście (w Boliwii to delikatnie mówiąc niespotykane) i
puszczali „europejską” muzykę. My postanowiliśmy zostać na placu i bawić się w
rytmach salsy i bachiaty z Boliwijczykami :)
Sylwestra
zaliczamy więc do bardzo udanych!
Stolica Boliwii jest naprawde bardzo ładnym, niezbyt wielkim miastem, w któym każdy znajdzie coś dla siebie. Niebawem zamieścimy zdjęcia w galerii. Zaglądajcie!
Z Sucre
wyruszyliśmy 2.01 w strone Cochabamby...
1 komentarz:
Cudowne zakończenie tak pełnego wrażeń roku:)
taniec na ulicy z tubylcami? moje marzenie!
Prześlij komentarz