poniedziałek, 21 stycznia 2013

Arequipa

Zgodnie z planem ucieczki przed porą deszczową, bogatsi o doświadczenia wpatrywania się w niebo w Boliwii, postanowiliśmy, że Peru zostawimy sobie "na przyszłość". Czas mamy ograniczony, a nie chcemy przez kolejny miesiąc być niewolnikami hosteli... zwłaszcza, że nie musimy. Przełom stycznia i lutego to w peruwiańskich Andach okres osuwisk, podmytych dróg i zamkniętych szlaków. A warunki w Ekwadorze kuszą.


Na szczęście jest możliwość ominięcia gór - położoną wzdłuż wybrzeża Pacyfiku Panamericaną. Droga długa (około 2000 km), podobno nudna, ale co dla nas ważne: o tej porze roku sucha!

Wcielając więc w życie nasz nowy plan wstaliśmy o 6:00 i po 7. byliśmy gotowi do wyjazdu z Puno. Wcześnie, ale od południa nad jeziorem Titicaca zapowiadane były burze. Po drodze, po raz pierwszy od miesiąca, zatankowaliśmy normalną, 90-oktanową benzynę. Po kilkunastu kilometrach nastąpiła fenomenalna poprawa pracy naszych silników: znowu zaczęły pracować równo, przestały rzucać i gasnąć po zatrzymaniu się. Bez problemu zaliczyliśmy najwyższy punkt trasy na wysokości 4'520m n.p.m. W związku z tymi doświadczeniami komisyjnie nadaliśmy boliwijskiej benzynie tytuł "cienkiego bełta". Pomimo, że subsydiowana, to była prawie do niczego, przynajmniej dla naszych gaźników. Dodatkowo w Boliwii popsuły nam się "żebraczki", czyli wskaźniki poziomu paliwa. Było wtedy niewiele ponad 10'000 km na licznikach, czyli idelanie po utracie gwarancji. Paliwa nigdy nie mieiliśmy tyle samo, bo z racji obciążenia jeden motocykl pali trochę więcej, inny mniej, ale przez całą Boliwię oba zaniżały faktyczną ilość w baku, przesuwały się 'skokowo', a nie płynnie. Stwierdziliśmy, że coś się popsuć musiało dla zasady. W najgorszych warunkach (wiatr, podjazdy) nie palimy więcej, niż 3 l/100km, więc damy radę oszacowac co i jak bez pomocy wskaźników. Po zatankowaniu w Peru, jeszcze na wysokości grubo powyżej 3'000 m obie "żebraczki" zaczęły działać prawidłowo!

Jutro zabieramy się za czyszczenie filtrów paliwa - ciekawe co tam znajdziemy?

Ostatnie 50 km było też dla nas odcinkiem powrotu do dynamicznej jazdy. Silniki naszego typu tracą przeciętnie 10% mocy na 1'000 m wysokości, czyli na wspomnianych 4'520 mieliśmy 45% mocy mniej, jakieś 5,5 konia. W praktyce oznaczało to 65 km/h po płaskim i dramatyczne zwalnianie na każdym podjeździe do 20-30 km/h. Arequipa położona jest na 2'300 m n.p.m, 1'500 m niżej niż La Paz, czy jezioro Titicaca. Po miesiącu spędzonym głównie powyżej 3'000 m czuć wyraźną różnicę :)

Pożegnaliśmy więc dzisiaj Altiplano, a już jutro planujemy zobaczyć ocean.