Trzy ostatnie dni spędziliśmy w Potosi, najwyżej położonym mieście Świata (4’000 m n. p.m.). Głównym źródłem utrzymania dla mieszkańców jest Cerro Rico, a dokładniej złoża metali, w tym głownie srebra. Wysoka na 4’800 m góra poszatkowana jest górniczymi tunelami. Niektóre kopalnie działają nieprzerwanie od XVI wieku, a dodatkowo turyści tacy jak my mogą załapać się za niewielkie pieniądze na wycieczkę do środka. Wystarczy wejść do jednej z wielu agencji, bo turystyka staje się powoli coraz bardziej popularna w Potosi, a „emerytowani” górnicy znajdują pracę jako przewodnicy.
Start o 8:30. Dostaliśmy
ubrania ochronne, kaski, latarki i kalosze.
Pierwszy przystanek był w dzielnicy górniczej. To co jest niesamowite –
ta kopalnia jest cały czas czynna. Pracuje w niej około 120 osób. Nie są one
jednak zatrudnione przez żaden koncern. Grupy 5-10 górników pracują na własny
rachunek. Nie mają pensji. Ich wynagrodzenie
zależy od tego ile kruszcu i minerałów uda im się z kopalni wydobyć.
W związku z tym turyści
przyjeżdżający do kopalni proszeni są o kupienie „prezentów” dla ludzi w niej
pracujących. Na liście pożądanych przedmiotów
są:
1.
Dynamit
2.
Liście koki
3.
Woda, soki
4.
Alkohol pitny 96%!
5.
Papierosy
Targ górników w Potosi jest
prawdopodobnie jedynym miejscem, gdzie każdy turysta i terrorysta może sobie
kupić dynamit (razem z lontem i zapalnikiem). W każdy pierwszy i ostatni piątek
miesiąca górnicy piją alkohol. My mieliśmy to nipowtarzalne szczęście, że na
zwiedzaniu byliśmy w ostatni piątek miesiąca a zarazem roku.
W pierwszy piątek
miesiąca piją i dzielą się alkoholem z Pachamamą (Matką Ziemią), prosząc by ta
była łaskawa i przyniosła im szczęście w pracy. By w ich szybie było dużo
minerałów. W ostatni piątek miesiąca z kolei, pijąc alkohol dziękują Pachamamie
za to, co przyniosła im w minionych 30 dniach.
My więc załapaliśmy się
na poczęstunek i podziękowania dla Pachamamy za cały miniony rok.
Dlaczego aż 96%? Ano dlatego,
że jest najtańszy. Litrowa butelka kosztuje 7,5 zł. Poza tym zwalające z nóg
stężenie sprawia, że pije się go bardzo małymi porcjami. Są tacy co piją
oryginalne stężenie, większość jednak rozcieńcza alkohol wodą. Głównie po to by
starczył na dłużej.
Liście koki, święta
roślina Inków, używana przez plemiona Quechua i Aymara. Żują ją wszyscy i
praktycznie non stop. Po kilka listków koki składa się i wkłada do buzi między
trzonowce. Dodatkowo za policzek wkłada się kawałek wapna, które działa jak
katalizator i znosi gorzki smak koki. Kiedyś było to najzwyklejsze wapno, w tej
chwili można dostać smakowe – bananowe, miętowe, etc. Gdy po kilku-kilkunastu minutach tracą smak,
dokłada się kolejne listki. Uwaga! Nie wypluwa się ich przez 3 godziny!! Zawarte
w liściach związki uwalniają się bowiem po woli. "Zawierają więcej wapnia niż mleko i więcej fosforu niż ryby, ułatwiają pobieranie tlenu, pomagają pokonać chorobę wysokościową, wspomagają trawienie", znoszą uczucie głodu. "100 gram liści koki zawiera około 2 tyś. mg wapnia podczas gdy mleko krowie zawiera go "zaledwie" ok. 100 mg. Znajduje się w nich również 400 mg fosforu (300 mg w rybach) i około 10 mg żelaza, poza tym m.in. witaminy B1, B2, A, E, C, potas, cynk i miedź." (źródło: www.naukawpolsce.pap.pl)
Po zakupach pojechaliśmy do miejsca, w którym obrabia się rude srebra. Jest to proces fizyczno - chemiczny. Wydobyte kawały skał z rudą wrzuca się do młyna, który rozdrabnia skałę. Następnie przy pomocy wielu odczynników chemicznych oddziela się sredbro od innych minerałów.
potem pojechaliśmy do kopalni - głównego i najciekawszego punktu programu.
Po zakupach pojechaliśmy do miejsca, w którym obrabia się rude srebra. Jest to proces fizyczno - chemiczny. Wydobyte kawały skał z rudą wrzuca się do młyna, który rozdrabnia skałę. Następnie przy pomocy wielu odczynników chemicznych oddziela się sredbro od innych minerałów.
potem pojechaliśmy do kopalni - głównego i najciekawszego punktu programu.
Nasza trasa składała się
z 3 odcinków – pierwszy, 200 metrowy na poziomie wejścia do kopalni, następnie
50 metrów w dół i zejście na poziom trzeci. Wąskie korytarze oświetla wyłącznie
światło czołówek. Nie załapaliśmy się na żadną podziemną eksplozję, ale pod
ziemią nie było też miejsca na spacerowanie, gdyż co chwilę trzeba było uciekać
na bok przed pędzącymi wagonikami. W zwiedzanej przez nas kopalni nie było
wind, urobek z dolnych poziomów wciągany był do góry w „skórzanych worach” ,
załadowywanych przy pomocy zwykłych łopat, bez taśmociągów, podnośników itp. Dla
górników też nie buduje się specjalnych schodów – czasem trzeba wspinać się w
klaustrofobicznie wąskich tunelach, czasem jest drabina, a czasem wybiera się „dupozjazd”.
Skałę, którą podejrzewa się o obecność złóż srebra wysadza się dynamitem, przy
pomocy kilofów wybiera się powstały gruz. Zdarzają się oczywiście wypadki, gdyż
nikt nie synchronizuje pracy wszystkich kopalń, a przebieg korytarzy
kontrolowany jest „na orientację”. Dodatkowym utrudnieniem są też zagrożenia
typowe dla innych kopalni: metan, gorące źródła i osuwiska. Kopalnie prawie nie
mają wentylacji (powietrze wgłąb dostarcza się rurami o średnicy ok. 10cm
(czyli tyle, co wywietrznik w toalecie). Powoduje to, że niewielu górników
wytrzymuje pow. 15 lat pracy pod ziemią. Śmiertelne choroby płuc ( rak pluca i pylica) nie dają im
możliwości dłuższej pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz