wtorek, 20 listopada 2012

Koniec Chile?


Znalezlismy sie na promie plynacym przez Lago General Carretera z Puerto Ingeniero Ibanez do Chile Chico. Zamierzamy wiec jutro znaleźć się w Argentynie, o ile oczywiście celnicy wypuszcza nas, czyli obcokrajowcow, na zarejestrowanych w Chile motocyklach. Liczymy oczywscie, ze będzie dobrze ;). Dodatkowo jest 21, Slonce wlasnie zaszlo, a czeka nas jeszcze szukanie miejsca do spania, a jak mawia mama kolegi Rucia: przy granicy mieszka najgorszy typ człowieka. Planujemy wiec zachować ostrożność.

 Wszystko to podejrzanie wygląda na wiecej, niz zbieg okoliczności: jedyny prom przypływa godzinę po zamknięciu granicy, wszyscy pasażerowie musza wiec znaleźć gdzieś  nocleg – my wybieramy wyjazd za miasto.

Na promie poza nami sa 3 inne pary motocyklistów. Nasze maszyny, choc wyglądają troche ubogo, to dały radę pokonać te same odcinki, co 650 cc i więcej ;) Podczas 2,5 h rejsu jest jednak mnóstwo okazji do wymiany doświadczeń. Austriacy planują zakończyć na Alasce, Niemcy wyruszyli w podobnym okresie co my z Valparaiso, a Francuzi powoli kończą, mając już za sobą Peru i Boliwie. Nasza metoda podróżowania na zdobytych na miejscu motocyklach spotyka się o dziwo z uznaniem – okazuje się, ze Wandergryszki zaplacili za nowe tyle samo, ile kosztuje sama wysyłka z Europy (czyli w jedną stronę).

Co do naszych zaległych dziejów:

Carretera Austral, wbrew początkowym obawom, okazala się dla nas przejezdna i bezpieczna. Poza początkowym, przebudowywanym, odcinkiem pokonywaliśmy szutr z prędkością nawet 70 km/h, oczywiście tylko wtedy, gdy warunki na to pozwalały i nie stanowiliśmy zagrożenia dla samych siebie.

W miare poruszania się na poludnie robilo się, przeciwnie istniejącemu na półkuli południowej porządkowi – coraz cieplej! Dodatkowo na okolicznych stokach pojawił się „dżunglopodobny” las. Zielony, gesty, wysoki, a w przewodnikach opisywany jako „evergreen rainforest”. Nie jesteśmy geograficznymi specjalistami, ale przy dłuższym dostępie do Internetu sprawę obiecujemy zbadać dokładniej. Tak, czy siak, piszac w innej terminologii, jechało się milo i przyjemnie, pomimo początkowych wątpliwości (spowodowanych jazdą po drodze z „morzem” kamieni wielkości piłek do tenisa) byliśmy zadowoleni z wyboru Carretera Austral. Las przecinaly wodospady, a ośnieżone szczyty skutecznie odwracały naszą uwagę od szutrowych serpentyn. Po pokonaniu najniebezpieczniejszych odcinków pojawiła się nagroda – 1. asfalt po 205 km! W kocu mogliśmy przyśpieszyć (zwiększając tym samym tempo podziwiania widokow). Nocleg standardowo – w przydrożnej zagrodzie. Tym razem towarzyszyły nam psy, koń i krowa z cielęciem.



W Coihayque, lokalnej stolicy, kupiliśmy obowiązkowe ubezpiecznie do Argentyny, zobaczyliśmy kolejna akcje mycia samchodow przez strażaków (tutaj chcieli już $4), zdobyliśmy bilety na wspomniany na początku prom. Miasto, jak miasto – obkupiliśmy się w zapasy i rozbiliśmy z namiotem 15 km dalej.

Przed nami Ruta 40 w Argentynie. Podobno w lepszym stanie, ale z silnymi wiatrami, czasami uniemozliwiajacymi jazdę (czyli >100km/h). Chile bylo dla nas bardzo milym krajem: drogi byly rowne, kierowcy rozsadni, pogoda sprzyjala, a na stacjach benzynowych mozna bylo wziasc darmowy prysznic. Nauczylismy sie  miare sprawnie poruszac na motocyklach: szutry, zakrety i podjazdy mamy przecwiczone. Z jednej strony dobrze, a z drugiej szkoda, ze nie przezylismy zadnego trzesienia ziemi. Ceny byly wysokie, ale standardowym kombinowaniem dawalismy sobie rade, a w kazdym wiekszym sklepie byly zatrudnione osoby do pakowania zakupow :)

Tak, czy siak, koniec Chile planowany jest tymczasowo. Zamierzamy wrocic jeszcze do kraju na poludniu, jednym z celow Ameryki Poludniowej jest przeciez park Torres del Paine
...........

6 komentarzy:

małgo pisze...

No to Grycha wreszcie miał okazję poszprechać;)
dumnam z wandergryszkowych motorków!
Powodzenia na wietrznej drodze! Żeby nie było tak jak w wietnamie, gdy cisnełam na maksa a przez wiatr w twarz niemalże się cofałam;)
Buziole

Anonimowy pisze...

Zdjęcia zapierają dech w piersi... Pozazdrościć :) Usciski, Mart M.

Anonimowy pisze...

Dzięki za wpisy! Umilają grzanie kanapy na "stażu"! Piszcie dalej - ma kto czytać!
Świetny pomysł i jeszcze lepsza realizacja! :) Pozdrawiam

Janik

Daro pisze...

Hehehe....jak mawia mama kolegi Rucia ;) A z tymi pogranicznymi terenami to rzeczywiście tak jest, że najgorsze typy tam mieszkają... :) Oby tak dalej Wandergryszki ;)Pozdrówka

Anonimowy pisze...

Cześć, z ciekawości - to ile kosztuje ten transport z Europy? Filip

Gryszka pisze...

€1400 z Drezna do Valparaiso za 2 motocykle w jedna strone i to w czasie 6 tygodni