sobota, 17 listopada 2012

Carretera Austral

Zgodnie z planem dotarlismy promem do Chaiten. Odprawa motocykli w porcie byla o polnocy, wyplynelismy o 2:00 a prawie na miejsce dotarlismy o 8:00. "Prawie" bylo dlatego, ze z powodu odplywu prom nie mogl podplynac do brzegu az do godziny 14... Mielismy wiec 6 godzin na zwiedzanie miasta,o jakies 4,5 h za duzo, gdyz miasto po erupcji wulkanu w 2008 nadal nie podnioslo sie na nogi. Napotkany na ulicy mieszkaniec powiedzial nam, ze jeszcze kilka tygodni temu na ulicy bylo mnostwo pylu, ale jako, ze niedawno byly w Chile wybory, to ulice zostaly oczyszczone. Widzielismy jednak wiele opuszczonych budynkow, wypelnionych popiolem do wysokosci okien. Po pustych drogach poruszal sie glownie kurz, a ceny w sklepach zrobily sie nagle 20% wyzsze - jednym slowem: kto mogl to uciekl, a ci, ktorzy zostali nie maja lekko - wulkan pozostaje aktywny, a trujace pyly w dalszym ciagu zagrazaja mieszkancom. My po godzinie, z zalzawionymi oczami zaczelismy sie juz kierowac z powrotem  w strone morza. Nawiazalismy po drodze kontak z motocyklistami, ktorzy juz przejechali Carretera Austral (na motocyklach o 9-krotnie wiekszej pojemnosci silnikow, niz nasze), jak i z rowerzystami, ktorzy dopiero sie w jej kierunku wybierali.


Jednak juz pierwsze kilometry za Chaiten wynagrodzily nam wszystko - ta czesc Chile jest po prostu PIEKNA! Osniezone szczyty, strome skaly, rwace strumienie i zielone laki. Po 48 km skonczyl sie asfalt i tutaj zaczela sie nasza wlasciwa przygoda. Poczatki nie byly latwe, gdyz postep jest nieunikniony i droga asfaltowa jest caly czas wydluzana: byly wiec wielkie kamienie (jako wzmocnienie), ruch wahadlowy i objazdy drogi szutrowej (czyli jazda po piachu wzdluz). My i nasze male potworki dalismy jednak rade i jestesmy juz w polowie odcinka szutrowego, czyli w miescie La Junta (jest wifi na glownym placu ).



Pomimo, iz Carretera Austral jest w Chile droga "krajowa" to wielkich, kurzacych tirow jest na szczescie niewiele, a trasa ma glownie znaczenie turystyczne. Przekonalismy sie o tym, gdy poznym popoludniem szukalismy noclegu. Zapukalismy do domu przy ladnie polozonej lace, a wlascicielka bez zadnych dodatkowych pytan pozwolila nam sie rozbic z namiotem, zyczac nam milego wieczoru.




PS. W La Junta trwa wlasnie akcja strazakow - rozstawili sie obok glownego placu i myja wszystkim chetnym samochody :)

3 komentarze:

natka pisze...

motocykle też myli ? :)

małgo pisze...

Dobrze, że poprzedni wulkan nie zrobił ram takiej niespodzianki!
Zazdroszczę pięknych widoków i przygody, z wiadomych względów nie zazdroszczę tylko motorów;)

Anonimowy pisze...

Czołem gałgany, a ja chyba jednak zazdroszczę Wam wszystkiego i z rozpaczy tej czarnej zapiszę się na hiszpański.A co!ciot