sobota, 13 października 2012

c.d. Buenos


Jest kilka rzecz które mnie zaskoczyły  - ani pozytywnie ani negatywnie, po prostu są inne niż się spodziewałam.

Wychodząc z lotniska żar lejący się z nieba nie powalił nas z nóg. Tak wiem, dopiero zaczyna się wiosna. Jednak jak człowiek czyta różne przewodniki i opisy, że nigdzie blacha falista nie wygląda tak jak w Buenos, to gdzieś podświadomie się nastawia na podobne doznania. A tu niespodzianka – ani blachy, ani żaru. Słońce  jest i faktycznie około 17 pokazuje, że stać je na wiele, jednak każdy podmuch wiosennego wiatru przypomina, że to jeszcze nie to.

Niestety trzeba też powiedzieć, że w związku z załatwianiem egzaminu na prawo jazdy zostaliśmy wytrąceni z podróżniczej rutyny i z powrotem w tłoczeni w coś co można by nazwać schematem dnia przypominającym te,  gdy pracujemy lub studiujemy. Od środy codziennie wstajemy rano,  jemy śniadanie i idziemy do metra. Kupujemy 4 jednorazowe bilety, wsiadamy do wagonika, wysiadamy na ostatniej stacji, przesiadamy się w pre-metro, czyli po naszemu tramwaj J. Po trwającej niespełna 1,5 h podróży jesteśmy na miejscu. AUTODROMO. Miejsce codziennej gimnastyki i kombinowania by nasz niestandardowy przypadek udało się wcisnąć w regulaminowe ramy.
Tak jak Rafał pisał w poprzednim mailu niezbędny był meldunek. Owy dokument, poświadczony  przez policje, był potrzebny tylko do tego, żeby go pokazać. Nikt go nawet nie skserował, nie zabrał, nie spisał numeru sprawy. Czujemy więc lekki zawód, że stanęliśmy na wysokości zadania i nie zostało to wyraźnie docenione. Trudno. Najważniejsze jest to, że biurokratyczna machina ruszyła.

Director general obiecał nam, że jak zjawimy się z kompletem dokumentów, to wciśnie nas do kolejki bez czekania (normalnie na termin czeka się około 2-3 tygodni).  Tak też się stało. Rejestracja, opłata w kasie 60 peso, zdjęcie, odciski palców. Następnie badania słuchu, wzroku, psychologiczne (hehe) i fizykalne.  Kolejna opłata 45 peso i dostajemy kwitek, z którym musimy zapisać się na kurs dla kierowców. Pani w szkole bardzo miła, mówi, że nasz termin to poniedziałek, wtorek godz. 12:00. YYYh znów 3 dni w plecy myślę. Szeroki uśmiech, tłumaczę, że jesteśmy w podróży poślubnej i nie chcemy tracić czasu i… jest! Pani z  niedowierzaniem słucha mojej wypowiedzi, mruczy pod nosem że ją dyrekcja zabije i wpisuje nas na kurs rozpoczynający się już  następnego dnia!

W poniedziałek drugi, ostatni dzień kursu (trwa 3 godziny), po którym idzie się na egzamin teoretyczny. Na szczęście raczej nie powinniśmy mieć z nim problemów bo wygląda on mniej więcej tak jak w Polsce – oficjalne pytania są dostępne na stronie internetowej, tylko z korzyścią dla nas, baza zawiera 200 a nie 460 pytań. Nawet Rafał bez znajomości hiszpańskiego jest już niemal ekspertem w zagadnieniach z  ruchu drogowego w Buenos! J Muszę go oficjalnie pochwalić bo pomimo, iż nigdy się tego języka nie uczył, rozumie naprawdę dużo i coraz częściej potrafi coś tam odpowiedzieć. Podczas wszystkich procedur jakie przeszliśmy w Autodromo chyba tylko raz, podczas badania psychologicznego potrzebował tłumacza do pomocy – pytania jednak dotyczyły pobytu w Argentynie, uzależnień i zdrowia psychicznego, nie ma się więc czemu dziwić J

Potrzeba znajomości hiszpańskiego jest jednak kolejną rzeczą która mnie zaskoczyła. Przypuszczałam, że w Ameryce Południowej jest zgoła inaczej niż w Hiszpanii i że dużo ludzi będzie mówiło po angielsku. Okazuje się, że jednak nie. Może wynika to z faktu, iż wszyscy ludzie których w przeszłości poznałam z tego kontynentu, władali angielskim dużo lepiej ode mnie.

Co do egzaminu praktycznego, wiemy, że odbywa się on na zamkniętym placu zaaranżowanym specjalnie na jego potrzeby . Sięgając pamięcią do zamierzchłych czasów (początków lat 90’) i mojego egzaminu na kartę rowerową, obserwując tutejszy egzamin zza płotu, odnalazłam pewną analogię. Jest slalom, jest górka do pokonania, zawrotka, bramki w których należy się zmieścić i hamowanie w wyznaczonym miejscu. Mamy więc nadzieje, że jakoś się uda.

Tymczasem nastał weekend. Autodromo nieczynne, jest więc czas na zwiedzanie! 

5 komentarzy:

małgo pisze...

Yeah Mart, Ty to masz siłę przekonywania:) Brawo Grycha zdolniacha! Puedes puedes! A dzicz wam nie ucieknie, macie czas do marca. A teraz disfruta!!!
Wczoraj mieliśmy małe , spotkanie brakowało was!

ola wu pisze...

sielson trzymam kciuki! (jakby co to czytam na biezaco ;)

machy pisze...

Hej! podróż rozpoczęta! mam tylko dwa wpisy do nadrobienia, wiec mam nadzieje ze sie szybko z Wami uwine i spedze na Waszym blogu cala nasza mrozna zime..!

Powodzenia! Disfruta!

M.

Gryszka pisze...

dzieki, ze wpadacie od czasu do czasu!
Mam nadzieje ze nie przynudzamy za bardzo :)
Ruszamy wlasnie na poszukiwania motocykli1!

Anonimowy pisze...

Nie ma mowy o przynudzaniu - czyta sie jednym tchem!
Zyczymy Wam powodzenia!
Kotki :) MMMMJ ;)