Wracając z Ameryki Południowej wróciliśmy do rzeczywistości, choć ostatecznie na 'pamiątkę' z podróży poślubnej czekaliśmy jeszcze 9 miesięcy (no może 8 z hakiem)... zaliczone!
Praca, nauka i macierzyństwo ograniczyły trochę naszą mobilność (no bo jak tu z noworodkiem wsiąść na motocykl, w dodatku bez ważnego w Polsce prawa jazdy i nie posiadając motocykla?), pseudozima 2013/2014 też nie zachęcała do innych, niż samochodowe podróży. Najlepszą okazją do przetestowania powiększonej rodziny okazała się majówka. Decyzja podjęta została spontanicznie - na spotkaniu ze znajomymi. Obliczyliśmy w głowie, że 500 km Hanka przeżyje bez większych powikłań, a i ekipa szykowała się warta wyjazdu.
WanderGryszki
środa, 4 czerwca 2014
wtorek, 25 czerwca 2013
Bogota - koniec najpiękniejszych 4,5 miesięcy w podróży!
Po błogim lenistwie w Salento musieliśmy w końcu zwinąć
namiot i ruszyć na spotkanie ze stolicą. Z tej okazji Rafał zgolił nawet hodowaną od kilku miesięcy brodę ;)
Droga nie należała do najprostszych gdyż jest jednopasmową, załadowaną ciężarówkami serpentyną. To już nie Ekwador i dziur było dużo więcej. Z resztą napotkane na
trasie 3 wypadki – w tym 2 tiry leżące na boku na środku jezdni działały na wyobraźnie
i wyostrzały koncentrację. Wróciliśmy na wysokość powyżej 2'000m, wróciły więc mgły i zimny deszcz.
piątek, 22 lutego 2013
Salento i droga przez Kolumbię
Piątego dnia
pobytu w Kolumbii dotarliśmy do Salento. Tempo mieliśmy dość duże, bo i czasu
niewiele zostało. Postanowiliśmy jednak, że kilka ostatnich dni spędzimy w
jednym miejscu, z dala od zgiełku
miasta, zwłaszcza, że przed nami dwa olbrzymie – Bogota i Nowy Jork.
Zanim jednak
opisze miejsce, w którym się zaszyliśmy, kilka słów na temat drogi przez Kolumbię.
wtorek, 12 lutego 2013
Sprzedaż motorów
No i stało się... dostaliśmy pierwszą, w miare satysfakcjonującą nas ofertę kupna motorów...
ale nie tak szybko!
ale nie tak szybko!
poniedziałek, 11 lutego 2013
O trzęsieniu ziemi, końcu Ekwadoru i początku Kolumbii
Musimy trochę zamieszać kolejność wydarzeń, ale tak wyszło, że relacja z Ekwadoru jeszcze nie powstała, a ostatnio dzieje się u nas dużo ciekawych rzeczy.
Z Quito wyjechaliśmy prawie bez problemów. Prawie, bo pomimo bardzo dobrej sieci obwodnic i autostrad wjechaliśmy też na wątpliwej jakości wylotówkę, gdzie podczas tzw. "dynamicznej jazdy miejskiej" dałem się złapać wielkiej dziurze. Nie wiem, jak wielkiej, bo zasłonił ją jadący przede mną samochód, więc poza porządnym trzepnięciem nic więcej nie doświadczyłem. Jadąca z tyłu Marta również nie zdążyła nic zrobić, ale twierdzi, że dziura była "głęboka na pół koła". Szczęście w nieszczęsciu - na 4 możliwe poszła tylko 1 dętka (a większych zapasów nie mieliśmy), więc z 30-minutowym opóźnieniem wyjechaliśmy w końcu z miasta.
środa, 6 lutego 2013
Peru transit expedition
Jeszcze w La Paz,
kalkulując posiadane środki i czas do końca podróży, postanowiliśmy odpuścić
Peru i przedostać się możliwie szybko do Ekwadoru. „Odpuścić”, to może trochę
za dużo powiedziane, bo oczywiście teleportować się nie możemy. Zadecydowaliśmy
jednak jechać najszybszą drogą, zobaczyć najwyżej to, co będzie przy okazji. Wrócimy
„innym razem”. Wszystkie najlepsze atrakcje tego kraju są w górach, gdzie
aktualnie panuje pora deszczowa. „Szlak Inków” w lutym jest zamykany, a na
użytkowników dróg czekają osuwiska, wezbrane rzeki, mgły i zimno. A nad
Pacyfikiem sucho, ciepło i pewnie.
poniedziałek, 4 lutego 2013
EKWADOR
Miało być o Peru,
ale jesteśmy pod tak wielkim urokiem Ekwadoru, że ten temat wychodzi na
pierwszy plan…
Granice Peru –
Ekwador przekraczaliśmy na drodze nr 1A czyli wariancie Panamericany. Po
dwudniowym odpoczynku w Mancora, mieliśmy tylko 130 km do granicy. Na spokojnie
dojechaliśmy więc w dwie godzinki mijając przepiękne plaże, wyglądające jak te
na okładkach najlepszych magazynów reklamowych biur podróży - palmy, biały
piach i przepiękna lazurowa woda.
wtorek, 29 stycznia 2013
Paracas
Do miejscowości
tej trafiliśmy niejako z polecenia i palcem po mapie zarazem. Napotkany za
Nasca (tym od płaskowyżu z rysu kanki) kanadyjski motocyklista gorąco zachęcał
nas do noclegu właśnie w tej miejscowości, a nie w Pisco, znanym miasteczku
położonym 30 km dalej.
Po ciężkim dniu
jazdy dotarliśmy… Choć w sumie południowy odcinek peruwiańskiej Panamericany
był dla nas czymś nowym. Zamiast gór – ocean, zamiast krzaków – pustynia. Na
niektórych odcinkach asfalt położono dosłownie na plaży. O dziwo – nie było
wcale gorąco – około 25 stopni – ale to zaleta zimnego prądu Humboldta. Dzięki
niemu właśnie klimat jest tu zupełnie inny niż po drugiej stronie Andów
Już od
przedmieścia bił spokój, czystość, zieleń no i szum fal…
wtorek, 22 stycznia 2013
Panamericana
Wyjazd z Arequipa miał być początkiem szybkiej, choć niekoniecznie przyjemnej przeprawy przez Peru. Do granicy z Ekwadorem mamy około 2'000 km, na co dajemy sobie mniej więcej tydzień. Pomimo wczesnej pobudki postanowiliśmy nacieszyć się nareszcie dobrą pogodą (pierwsze od 3 tygodni bezchmurne niebo) i pospacerować po mieście. Wyszło więc, że do wyjazdu zebraliśmy się o 11.
Subskrybuj:
Posty (Atom)